Wspomnienie pochodów pierwszomajowych
Pamiętam swój pierwszy pochód pierwszomajowy – była piękna pogoda, a ja miałam na sobie lekki, wiosenny płaszczyk z materiału, którego nazwy już nawet nie pamiętam. Dostałam do ręki trzy balony i bukiet sztucznych kwiatków. Tata, tak jak inni pracownicy, pokwitował odbiór biało – czerwonej flagi i transparentu „Niech się święci 1 Maja”. Do dziś mam te zdjęcia uśmiechniętej pięciolatki, która widocznie nic nie rozumiała, ale była szczęśliwa.
Po pochodzie, na terenie zakładu pracy był festyn – w czasie, gdy rodzice „zdawali” powierzone im flagi i transparenty, dzieci mogły rozkoszować się watą cukrową i cukierkami. Potem festyn należał już tylko do dorosłych. A władze partyjne dbały o to, żeby pokazać dobroduszność PRL-u…
W PRL Święto Pracy było drugim najważniejszym świętem państwowym obok Święta Odrodzenia (22 lipca), upamiętniającego narodziny Polski Ludowej.
Już w przededniu 1 Maja w zakładach pracy i szkołach odbywały się liczne akademie. Wręczano na nich odznaczenia, dyplomy, ordery, a także premie pieniężne. Najważniejszym elementem pierwszomajowego święta były pochody, które miały wyglądać na spontaniczne, chociaż ich scenariusz był obmyślany kilka miesięcy wcześniej. Uczestnictwo w pochodach było masowe, prezentowano na nich dokonania krajowej produkcji i hasła o treści politycznej.
W Warszawie uroczystościom przewodniczyły centralne władze partyjne i państwowe, w innych miastach – władze lokalne. Lud pracujący defilował przed partyjnymi dostojnikami, machającymi z trybuny honorowej. Przed trybuną wznoszono okrzyki na cześć przywódców.
Charakterystycznym elementem pochodów z lat 50. były portrety Stalina i gigantyczne kukły wyśmiewające amerykańskich imperialistów wrogich systemowi: Churchilla, Roosevelta i Trumana. Później prezentowano makiety wznoszonych budowli, maszyn rolniczych, samochodów.
1 maja trzeba było zamanifestować swoje poparcie dla władzy. Udział w pochodzie był obowiązkowy, a nieobecność wiązała się z różnymi konsekwencjami. Niektórzy jednak urywali się już po sprawdzeniu obecności, inni odłączali od maszerujących w czasie pochodu.
Dziś, po tylu latach, sama nie wiem, czy śmiać się z tego, czy płakać… Ocena należy do Was.