Superszpieg z czasów PRL odkrywa tajniki wojny wywiadów
O kulisach szpiegostwa elektronicznego, rozprawianiu się z zafałszowaniem dokonań przedwojennego polskiego wywiadu mówi generał Marian Zacharski, superszpieg z czasów PRL, obecnie badacz historii działań wywiadowczych.
Historia wywiadu z okresu międzywojennego i czasów wojny została już dawno napisana. Z czego wynikała Pańska decyzja o podjęciu w zagranicznych archiwach poszukiwań akurat na temat wywiadu? Zainteresowałem się historią wywiadu, w tym szczególnie polskiego, gdyż tematyka ta jest mi bliska ze względu na moją przeszłość zawodową. Tyle że mnie nie interesują spekulacje powtarzane od lat przez tak zwane autorytety historyczne. Interesują mnie fakty. Tylko i wyłącznie fakty. Działam w jednym celu – chcę znać prawdę o tamtych czasach i przedstawić ją jak najszerzej. Liczne książki o dokonaniach polskiego wywiadu nazywa Pan spekulacjami?
Mechanizm powstawania części z nich wygląda w ten sposób: jeden autor uznawany za autorytet pisze o tym, co mu się wydaje na jakiś temat, a kolejni powtarzają to, co napisał. W efekcie tego wydawanych jest następnie wiele książek, które nie mają nic wspólnego ze źródłami historycznymi tylko powielają przekaz sprzeczny z faktami. Mocno powiedziane. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji uznani historycy traktują Pana w Polsce jak powietrze….
Za to młodzi historycy popierają moje starania o pokazanie prawdy o polskim wywiadzie. To budzi nadzieję, że uda się w przyszłości zmienić błędne postrzeganie polskiej historii. Przynajmniej w części dotyczącej tego, co dotyczy wywiadu.
Nie obawia się Pan, że publikacje takie jako „Kody wojny” mogą być odebrane jako w jakimś stopniu czołobitne wobec dokonań hitlerowskich Niemiec? Znaczną uwagę poświęca Pan niemieckim osiągnięciom wywiadowczym. Dlaczego?
Przedstawiam wyłącznie fakty, a te – patrząc obiektywnie – bezsprzecznie dowodzą, że niemiecki wywiad elektroniczny zdecydowanie górował nad innymi państwami i to zarówno przed II wojną, jak i w jej trakcie. Niemniej w „Kodach wojny” piszę również o dokonaniach kryptologów i kryptoanalityków z innych krajów – przykładowo z Finlandii, która miała fenomenalnych specjalistów w dziedzinie szyfrów. Demitologizacją osiągnięć polskiego wywiadu, czyli słynnej „dwójki” zajmował się Pan już w poprzednich książkach pokazujących wpadki naszych szpiegów i brak profesjonalizmu kierownictwa. Po co kolejna książka na ten temat?
Ona jest niezwykle ważna. Obala bowiem kolejne mity. Przede wszystkim mit o tym, że przedwojenne polskie szyfry były, jak to mówią, szczelne, czyli nieznane dla obcych wywiadów. W rzeczywistości Niemcy bez problemów czytali polskie tajne depesze dyplomatyczne i wojskowe. Jednym z mitów jest także, że we wrześniu 1939 roku przed wkroczeniem wojsk niemieckich zniszczono całą dokumentację polskiego wywiadu związaną z kryptologią.
Można o tym przeczytać w wielu książkach historycznych. Żeby temu zaprzeczyć trzeba mieć mocne argumenty…
Gdybym takich nie miał nie zabierałbym w tej sprawie głosu. Otóż pierwszego dnia, gdy uzyskałem za granicą dostęp do specjalnego zbioru archiwalnego znalazłem w nim trzy książki kodowe polskiego wywiadu z okresu wybuchu wojny. Dodam, że były to oryginały. Naczytałem się wcześniej o tym, że one nie powinny istnieć, więc byłem moim odkryciem tak zaskoczony, że poprosiłem w archiwum o sfotografowanie mnie z tymi książkami. Uzyskałem też ich kopię na potrzeby prowadzonych badań.
Ilu polskich historyków tę dokumentację przeglądało?
Z tego, co mi wiadomo jestem pierwszą osobą z Polski, która nimi się zainteresowała i do nich dotarła.
Dlaczego dotąd nikt nimi się nie zainteresował?
Może dlatego, że sięgnięcie do źródeł podważyłoby rozpowszechniane od dziesiątków lat mity o wielkich zasługach polskiego wywiadu.
Uważa Pan, że „dwójka” żadnych zasług nie miała?
Oczywiście, że miała. Pracowało w niej wielu bardzo zdolnych i oddanych ludzi. Jednym z nich był rotmistrz Jerzy Sosnowski, którego niezwykłym dokonaniom poświęciłem pierwszą książkę na temat wywiadu. Ale ten potencjał ludzki często nie był dobrze wykorzystywany. Wręcz był marnotrawiony.
Odnośnie polskich sukcesów – największym było złamanie niemieckiej Enigmy. Nasz wywiad znał niemieckie szyfry. Temu Pan chyba nie zaprzeczy? Złamanie Enigmy to bez wątpienia bardzo duże osiągnięcie, ale kolejnym mitem jest twierdzenie, że polski wywiad czytał całą tajną korespondencję radiową III Rzeszy. Odkryłem, że po podbiciu Polski Niemcy znaleźli na terenie naszego kraju rozszyfrowane przez nasz wywiad depesze niemieckie z okresu wojny domowej w Hiszpanii. Zostały one w tamtym czasie wysłane przy użyciu Enigmy z jednego z niemieckich krążowników…
To akurat dowodzi polskich sukcesów w kryptologii…
Niestety, to zarazem dowód na brak profesjonalizmu. Te dokumenty Biura Szyfrów polskiego wywiadu powinny zostać zniszczone, żeby w żadnym wypadku nie dostały się w obce ręce. Dzięki znalezionym depeszom Niemcy podjęli intensywne działania, aby ustalić, na ile ich szyfry zostały rozpracowane.
Jaki był efekt ich dociekań?
Przeczył on temu, co się w Polsce twierdzi, że nasz wywiad czytał niemieckie depesze aż do wybuchu II wojny. Ostatnie, które udało nam się rozszyfrować pochodziły z końca 1938 roku. Potem Niemcy wprowadzili duże zmiany w szyfrowaniu. Gdybyśmy znali ich korespondencję radiową z czasu poprzedzającego napaść na Polskę to nie dalibyśmy się tak zaskoczyć.
Pisze Pan o sytuacji na froncie kryptograficznym w chwili ataku na Polskę. Niemcy znali wtedy nasze radiowe szyfrogramy?
Zarówno przed wybuchem wojny, jak i po rozpoczęciu ataku nasze szyfry nie stanowiły dla Niemców żadnej tajemnicy. Wraz z posuwającym się frontem przemieszczano jednostki wywiadu elektronicznego, które na bieżąco czytały polskie depesze poznając w ten sposób zamierzenia naszej broniącej się armii. Zresztą po kilku dniach stało się to już zbyteczne, bo Wojsko Polskie zrezygnowało z szyfrowania.
A jak wyglądały podczas okupacji prowadzone drogą radiową kontakty naszego podziemia z rządem polskim w Londynie?
Ze względu na to, że mój ojciec był powstańcem, szczególnie zmartwiło mnie odkrycie, że Niemcy znali szyfrową korespondencję z rządem londyńskim, w tym także w okresie poprzedzającym wybuch Powstania Warszawskiego i w jego trakcie. Znając przy tym depesze radzieckie mieli zarazem wiedzę o tym, że powstańcy nie otrzymają pomocy ze strony Armii Czerwonej.
Czy znajomość szyfrów miała duży wpływ na przebieg działań wojennych? Bezsprzecznie tak. Wpływała na niemieckie sukcesy militarne na froncie. Efekty pracy kryptologów przekładały się także na rozpracowanie polskiego podziemia. W wyniku rozszyfrowywania depesz dochodziło do wielu aresztowań i egzekucji. Udawało się także przejmować zrzuty dla partyzantów czy też wprowadzać agentów w szeregi organizacji podziemnych.
Wymowa „Kodów wojny” jest dosyć pesymistyczna. Polska poniosła klęskę także na froncie elektronicznym.
Pod tym względem wcale nie byliśmy wyjątkiem. Niemieccy kryptolodzy tak samo pokonywali szyfry stosowane przez Francję, Anglię, Stany Zjednoczone czy Związek Radziecki. Poświęcam temu sporo miejsca w książce.
Pocieszające jest jedynie to, że sukcesy kryptologów III Rzeszy ostatecznie na wiele się nie zdały…
Warto wziąć jednak pod uwagę to, że na przegranie wojny w istotnej części wpłynęło częste lekceważenie przez Adolfa Hitlera ustaleń poczynionych przez wywiad, w tym elektroniczny. Gdyby tak nie było, to kto wie jak potoczyłyby się losy wojny.
Planuje Pan dalsze książki dotyczące tajników wywiadów?
Oczywiście. To pasjonująca historia, która w znacznej mierze czeka na odkrycie. W planach mam między innymi wydanie wiernej kopii polskiej książki.
Krzysztof M. Kaźmierczak (aip), foto Katja Fisher