Politycy i aktywiści z Chicago chwalą decyzję prezydenta ws. ograniczenia dostępu do broni palnej
Aktywiści i politycy z Chicago z zadowoleniem przyjęli decyzje prezydenta Baracka Obamy ws. wprowadzenia regulacji ograniczających dostęp do broni palnej. Mają one charakter administracyjny i nie wymagają zgody Kongresu. Zapowiadane ograniczenia są krytykowane przez przedstawicieli Partii Republikańskiej. Szczegóły poznamy dopiero w najbliższy wtorek podczas dorocznego orędzia prezydenta do narodu.
Jednak zapowiedź zmian już wywołała aplauz w rodzinnym mieście Obamy. Senator Dick Durbin podczas zwołanej wczoraj konferencji prasowej przypomniał, że prawie 40 procent broni jaka jest na ulicach Chicago pochodzi ze sprzedaży w Indianie, gdzie nie sprawdzana jest dokładnie przeszłość kryminalna nabywcy. Senator dodał, że w ubiegłym roku w strzelaninach na chicagowskich ulicach zginęło przynajmniej 468 osób a prawie 3 tysiące zostało rannych. Na konferencji obecna była też Sandra Wortham, siostra zastrzelonego w 2010 roku policjanta, Thomasa Worthama IV. „Wielu zna naszą tragiczną historię, mój brat miał tylko 30 lat, służył w amerykańskim wojsku a potem w szeregach chicagowskiej policji. Został zastrzelony przed domem moich rodziców. Cieszę się, że prezydent chce zapobiec w przyszłości podobnym tragediom i podjął zdecydowane kroki” – powiedziała Sandra Wortham. Znany aktywista i zwolennik zaostrzenia przepisów dla posiadaczy broni, ksiądz Michael Pfleger także pochwalił decyzję prezydenta.
Kiedy Barack Obama wymieniał wczoraj strzelaniny, między innymi w Newtown, w której zginęli uczniowie pierwszej klasy emocje wzięły górę i po policzkach prezydenta popłynęły łzy. Obama mówił też, że każdego dnia na ulicach Chicago giną ludzie.
W ciągu ostatnich 10 lat na skutek przemocy z użyciem broni palnej zginęło w USA około 100 tysięcy ludzi. Ocenia się, że rocznie od kul ginie około 30 tysięcy osób.