W obliczu odrzucenia planów budżetowych przez Radę Miasta i zamieszania po usunięciu jednego z głównych doradców, burmistrz Brandon Johnson we wtorek przedstawił biznesmenom w Chicago swoją wizję na przyszły rok.
„Nie przyszedłem tutaj, aby robić to, co robiły inne administracje. Przyszedłem tutaj, aby zrobić coś dokładnie odwrotnego” – powiedział uczestnikom spotkania w Chicago City Club. „To co się obecnie dzieje nie wystraszyło mnie w wręcz przeciwnie. W rzeczywistości jestem jeszcze bardziej podekscytowany, aby wprowadzić nowy status quo w Chicago i przekształcić je w imieniu mieszkańców” – mówił Johnson. Burmistrz unikał szczegółów dotyczących budżetu i roszczeń o molestowanie wobec swojego byłego dyrektora ds. komunikacji. Zamiast tego skupił się na swoim programie dla społeczności czarnoskórych i latynoskich oraz planach edukacyjnych. „Nigdy nie odwrócę się od młodych ludzi, bez względu na to, co o nich mówicie” – powiedział. Zapewnił, że nadal będzie inwestował w edukacje. Poniedziałkowa masowa strzelanina w południowo-zachodniej części miasta, w wyniku której zginęły trzy osoby, a pięć zostało rannych, przypomniała o uporczywym problemie przemocy z użyciem broni w Chicago, ale Johnson powiedział, że poczyniono postępy. „Zaczęliśmy dostrzegać poprawę sytuacji. Liczba zabójstw spada podobnie jak strzelanin. Spadła też liczba carjackings i przestępstw na tle seksualnym. Mniej jest też napadów” – kontynuował Brandon Johnson. Zaznaczył, że w ciągu pierwszych 18 miesięcy urzędowania wraz ze swoją administracją skierował miasto w stronę lepszej, silniejszej i bezpieczniejszej przyszłości poprzez inwestycje w ludzi. Wystąpienie burmistrza zostało chłodno przyjęte. Johnson próbował tego żartować mówiąc, że pięć osób, które nieustannie biją mu brawa nie zostały namówione przez niego by w ten sposób okazywały aprobatę. Dodał, że choć jego progresywny program może być trudny do promocji wśród biznesmenów to – jak to określił – „klasa robotnicza miasta jest ze mną”.
